-Jeszcze raz chciałam panią przeprosić... Naprawdę nie wiem co się ze mną dzieje! Bardzo przepraszam! - po raz setny tego dnia przepraszałam Panią Alonso. Muszę szybko jechać do Foodger Wheels, ponieważ czeka na mnie nie tylko Simon, ale i Dyrygentka!
-Do zobaczenia! - powiedziałam chowając swoją małą pensję do plecaka. Dobra Luna, zakładaj wrotki i leć do pracy!
Dzień minął mi szybko, wszystko było niezmienne łącznie z nastrojem Dyrygentki, mojej szefowej. Dlaczego Ona jest taka uparta?! Gdy wróciłam do domu odrobiłam zadania domowe, pouczyłam się równań z matematyki, porozmawiałam z Simonem i położyłam się do łóżka... Zasnęłam...
Wow...
Ten tor jest niesamowity! Ja, przyjaciele! Muzyka i wrotki!
Obrót,
skok! Zig-zak! I melodia... Melodia jest cudowna... I nagle...
Mój
naszyjnik! Nie!
-Luna! Czas wstawać! - do pokoju wparowała moja mama, chociaż Ja dalej nie potrafiłam pozbierać się przez ten dziwny sen...
-Co się stało mamo? - spytałam łapiąc się za głowę.
-Jest bardzo późno! Nie zauważyłaś?! - wskazała na zegarek.
-Dyrygentka już dzwoniła?
-Dzwoniła na twoją komórkę już ze dwadzieścia razy, a poza tym mówiłam żebyś nie nazywała jej Dyrygentką!
-Oj! Wybacz mamo… Ale miałam taki niesamowity sen! – powiedziałam wyciągając z szafy ubrania.
-Aha? To teraz wymówką jest sen? – zaśmiała się.
-Potrzymaj – podałam jej zielony sweter.
-A co to?
-Nie, nie. Był taki wspaniały! Jeździłam na wrotkach. – zachwycałam się.
-Na wrotkach? No coś ty! Całe dnie spędzasz na wrotkach.
-Tak, ale to było coś innego! Byłam na wspaniałym torze! Ogromnym! Z pięknymi światłami! Obracałam się, zakręciłam kilka razy i… i nagle spadł mi mój wisiorek… - powiedziałam.
-Ah Luna! Sny są tylko tym czym są. SNAMI! A tu, wisi twój medalik który Cię chroni. Tak?
-Mamo, nie wiem czy mam wierzyć w jego ochronną moc! – powiedziałam z przejęciem.
-Ah, córeczko!
-Mamo, już strasznie późno! Lecę! Szybko! A gdzie tata? Czy może mnie podwieźć? – spytałam.
-Nie, nie, nie. Nie może cię podwieźć bo odbiera nowych właścicieli. Pośpiesz się jesteś już spóźniona! – pośpieszała mnie.
-Tak, tak już idę… - Mama wyszła z pokoju a Ja ostatni raz dotknęłam wisiorka, i uśmiechnęłam się…
Gdy dojechałam do pracy wywróciłam się wywołując śmiech Simona.
-Simon, nie masz pojęcia co się stało! Zaspałam! - powiedziałam.
-Przebierz się zanim dyrygentka Cię zobaczy! Powiem jej że pojechałaś z zamówieniem.
-Eh! Wielkie dzięki! - uśmiechnęłam się.
-Szybko żeby cię nie zobaczyła... - szepnął.
-Jeśli to zrobisz to się zaraz pożegnamy. - w tej chwili wkroczyła dyrygentka... Oczywiście zrobiła mi kazanie, ale to i tak nie było najgorsze. W pewnej chwili jadąc z zamówieniem wpadłam na Chłopca Pawia.
-UWAGA! - krzyknęłam gdy stanął mi na drodze.
-Hej! HEJ! HEJ! HEJ! Uważaj jak jedziesz? Dobra? - powiedział.
-Krzyczałam uwaga. - oburzyłam się a On się zaśmiał.
-Tak, jasne... - po prostu mnie wyśmiał!
-Poza tym zajechałeś mi drogę. - broniłam się.
-Ja? A może chciałaś się ze mną zderzyć? - powiedział poruszając brwiami.
-Co proszę? Na prawdę. Nie mam ochoty się z tobą zderzać. - odpowiedziałam.
-Na pewno? Wiele dziewczyn by chciało... - szepnął mi do ucha.
-Ach tak? A czemu? - Oczywiście dlatego że jest nieziemsko przystojny... LUNA! OGARNIJ SIĘ!
-No popatrz... - powiedział wskazując na siebie wywołując u mnie uśmiech.
-Jestem w pracy... - zaśmiałam się i zaczęłam odjeżdżać.
-Tak? A jakiej? - spytał.
-To nie twoja sprawa. - powiedziałam i odjechałam.
-No dobrze! Ale chcę złożyć zamówienie. Powiedz chociaż jak masz na imię! - zaśmiał się.